Tvp pluje jadem na Niemców z jednej strony, a z drugiej interesuje ich, co dzieje się za naszą zachodnią granicą No bo co obchodzi Polaka, że ktoś biegał w Niemczech z nożem? #tvp to dziwny typ . 06 Dec 2022 14:30:21
RT @ryszcuk: Prawy pokład oburzony na Niemców, bo za słabo pomagają Ukrainie"tylko 5000 hełmów"no fakt nie za tęga ta pomocale zaraz zaraz MY co wysyłamy naszym ukraińskim sąsiadom?????
Postaw swoją tezę @dwolosiuk /sie, bo już nie wiem o co się kłócimy? Moja jest taka - OUN/Upa zyskała na Wołyniu duże poparcie ukr. ludności wiejskiej, przy bierności Niemców, pl mniejszości niewielkiej, błędach sanacji, i zdziczenia wojennego, a sowiety robiły swoje. 05 Jan 2023 17:55:32
To co pokazujecie to jest Warszawa zbombardowana przez Niemców ,ale tak przy okazji zobaczcie ,jak wyglądały inne miasta Polski ,tak Niemcy nas "kochali". Ale to jeszcze nic,bo w takim stanie i podobnym Niemcy zostawili prawie 60procent Polski . A ile nakradli to głową mała. 30 May 2023 14:40:56
Żona o Donaldzie Tusku: „Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył”. I wystrugała go na ROGACZA. Nie dajmy sobie życia spieprzyć temu Cudakowi wystruganego przez Niemców na nie wiadomo co, który w dodatku podpieprzył zabawki biednym dzieciom. 27 Dec 2022 15:07:06
RT @poselTTrela: No @JKowalski_posel teraz to mi zaimponowałeś, pan Kaczyński mówi Tobą. Niemcy, Niemcy, Niemcy, to wszystko wina Niemców. 26 Sep 2022 13:36:16
zamknął kurek z gazem dla Niemców- przywołuje swoich sojuszników do porządku- bo Putin doskonale wie- jakie korzyści czerpały Niemcy, Holandia, Francja z handlu ruskimi surowcami i jak kluczowe znaczenie dla tych gospodarek ma biznes z Rosją. 08 Sep 2022 07:36:05
Śnię, uszczypnijcie nie, bo mam koszmary! Czy my się kiedyś wyzwolimy od Ruskich, Niemców i Żydów? Czy ta Polska jest skazana na wieczną poniewierkę? https
RT @AllMcBill: 📌Okazuje się,że część społeczeństwa polskiego,tego skrajnie katolickiego daje księżom przyzwolenie na pedofilię i „obmacywanie dzieci”, bo „przecież księża zawsze macali” 😳🤬 Dyrektorka zgłosiła kurii,że ksiądz dotyka dzieci.Wieś chciała ją wywieźć… 29 May 2023 06:52:26
“@BartoszKowara @velToll Tyle, że Ty idziesz krok dalej. Nie pomagajmy Ukrainie, bo to wrogowie. Wara od Niemców, bo to wrogowie. Czechy to też wrogowie. Jak na razie zostaje Rosja, Białoruś, Litwa i Słowacja, co do naszych sąsiadów. No może jeszcze Bałtyk.”
8QmJ1. [Intro]Niezależnie gdzie jesteście, niezależnie co robicieNiezależnie z kim to robicie, pamiętajcie o jednymMacie jedno życie, prawdziwe błędy młodościZapytasz, dlaczego?Bo sam popełniłem ich pełno, mnóstwoAle dziś nie chcę, dziś nie chcę[Zwrotka 1]Byłem z kobietą, co była jak aniołA przeciwieństwa się przyciągająPierwszy raz ją zobaczyłem śpiewającOna patrzyła się na mnie, ja na niąByła w czerwonej koszuli i zapatrzona w gwiazdyZ chłopakiem który dla niej był wtedy nieadekwatnyMi zależało by ją poznaćOna widziała we mnie ziomkaZakochany wtedy w innejGotowy byłem by się rozstać2015, Łukęcin, Ty mała pamiętasz te akcjeChodziłem zmieszany tydzień, bo wyjechałaś na wakacjeA później wkręciłaś mi bajkę, o tym że praca i zostajesz tamMinęły dwa dni, minęły dwa dni, wpadłem bo Mama mi dała ten hajsZnalazłem prace, ty nie miałaś czasu a gdy go znalazłaś to wzięłaś kolegęZaczęło padać, ja zacząłem krzyczeć bo robiłaś łaskę mi ze mnie podwiezie...Pękło mi serce, ale trudno, sama tego chciałaśZielona Góra, wrzesień, przyszedł nasz moment rozstaniaKrótka rozmowa na deptaku, a ty obojętnaPrzez Ciebie suko miałem serce zimne jak butelkaNo ale mniejsza, ona też się wtedy z nim rozstałaMagiczny moment, my, muzyka i ta pusta salaNastępnie spacer dosyć długi na autobus małaJa tobie gadka o dziewczynie, Ty że bez chłopakaJakoś tak dziwnie zaiskrzyło między namiI wiedziałem, że dla Ciebie usłany jest świat różami[Bridge]I to było wszystko 3 lata temuA teraz jestem daleko od PolskiI nie wiem co będziePewne jest jedno, że kochałem CiebieAle popełniłem błędy i odnalazłem swoją drogę[Refren x2]Nie mamy ani jednej szansy by się cofnąć w tyłW prawdziwym życiu musisz łapać w ręce każdą z chwilJeśli jest szczera to odwdzięczy się jak onaaa CiiiiJeśli ją kochasz to jej powiedź o tym jeszcze dziś..[Zwrotka 2]Cóż, nie byłem łatwym chłopak, na pierwszym miejscu stawiałem emocjeJako ze mama nie miała pieniędzy to zacząłem robić po czasie pieniądzeI ciągle gadałem o forsie, ty mała mówiłaś mi prawdęŻe na razie jest nie potrzebna, bo bez niej nam żyje się fajnie...Ty byłaś super, wynająłem noclegDałem ci róże i wiedziałaś dobrzeŻe śpimy razem i to było słodkieA tamte dziewczyny znowu zazdrosneByłaś nieśmiała, lecz kochana w przyzwoitym gronieNajchętniej spędziłbym ten wieczór w spokoju przy tobieZamykam oczy, tu nie chodzi mi o wspólne chwileWciąż jest mi głupio, pewnych faktów Ci nie wyjaśniłemWażniejsi byli dla mnie kumple i ślepa karieraMelanże, wódka, blunty skreśliłyby mi marzeniaPrawda jest taka, że robiłem to wszystko na siłęW mordę od życia dostałem i przez to z Boga drwiłemZnam twoje serce i pamiętam które wino pijeszCzytam Ci z duszy, twoje oczy są lepsze niż tyłekPiszę ci listem swoje myśli, uczucia i słowaNie musisz wcale bać się, przy mnie będziesz wyjątkowaPiszę Cie listem, bo się waham jak normalny chłopakNie musisz wstydzić się miłości jak prawdziwie kochaszRefNie mamy ani jednej szansy by się cofnąć w tyłW prawdziwym życiu musisz łapać w ręce każdą z chwilJeśli jest szczera to odwdzięczy się jak onaaa CiiiiJeśli ją kochasz to jej powiedź o tym jeszcze dziś..
Jeszcze kilka lat temu działały ich dziesiątki. Dziś pozostały nieliczne. „Czasy są mniej romantyczne” – wzdychają ich właściciele. Polskie biura matrymonialne w Niemczech. Czy w dobie internetu są jeszcze potrzebne? „Młodzi chodzą na zabawy i na dyskoteki, a jak ja mam kogoś poznać, skoro mam 63 lata?” – pyta pani Krystyna. I zaraz sobie odpowiada: „Tylko przez biuro”. Wdowa ze Słupska nie chciała jesieni życia spędzać sama. Koleżanka namówiła ją, by dała ogłoszenie w biurze matrymonialnym. Tak poznała Willego. O 10 lat starszy wdowiec zaprosił Krystynę do Niemiec. Od trzech miesięcy mieszkają w Bad Wildungen w Hesji. „Przypadliśmy sobie do gustu i nikt nikomu zmarszczek nie liczy” – śmieje się pani Krystyna. Partnera znalazła dzięki biuru „Let’s tango” z heskiego Grebenau. Właścicielka biura Barbara Perner nazwała je tak, bo do życia, tak jak do tanga w piosence Budki Suflera, trzeba dwojga. Takich polskich biur matrymonialnych w Niemczech prawie już nie ma, mimo że jeszcze kilka lat temu było ich na pęczki. „Ludziom wydawało się, że to kopalnia złota. A to ciężka praca, do której potrzeba mnóstwo cierpliwości” – wzdycha pani Barbara. Książę z bajki pozna panią … Marianna Klon – wydawca polonijnego pisma „Kontakty” Także rubryki ogłoszeń matrymonialnych w polskiej prasie polonijnej są znacznie skromniejsze niż kiedyś. Parę lat temu były to całe strony, dziś – zaledwie kilka anonsów. Marianna Klon wydająca w Berlinie gazetę „Kontakty” przypomina, że 10 lat temu polskie restauracje regularnie organizowały wieczorki dla samotnych. Kiedyś pewien pan, którego ogłoszenie matrymonialne pani Marianna zamieściła, po trzech miesiącach zjawił się u niej z poznaną partnerką i ogromnym bukietem kwiatów. „Czasy były bardziej romantyczne” – uśmiecha się pani Marianna. Teraz partnerów szuka się przez internet, „naszą klasę”, facebook, portale randkowe. Łatwo, szybko, bez zobowiązań. „Ale ci, którzy się sparzą na internecie, przychodzą potem do nas” – mówi Józef Glinkau z berlińskiego biura matrymonialnego „Zu zweit”. Prowadzi je razem z Małgorzatą Gawryl. Jak tłumaczą, nigdzie nie ma tyle kłamstw, co w internecie. Portale randkowe pełne są osób czułych, szarmanckich, dowcipnych, wysportowanych, niemal idealnych, a rzeczywistość okazuje się diametralnie odmienna. Bauer szuka żony Małgorzata Gawryl i Józef Glinkau prowadzący biuro matrymonialne „Zu zweit” W tradycyjnych biurach matrymonialnych klienci są sprawdzani, a ich wygórowane oczekiwania weryfikowane. „Czasem muszę być jak lustro, które powie niektórym paniom, że nie są najpiękniejsze na świecie” – śmieje się Barbara Perner. Jednak biuro to przede wszystkim miejsce, gdzie osoby samotne mogą uzyskać pomoc i gdzie zapewnia się im dyskrecję. „Przecież miłości szukają też osoby nieśmiałe, z kompleksami lub po prostu starsze” – mówi pani Barbara. Do biur matrymonialnych kojarzących polsko-niemieckie pary najczęściej zgłaszają się Niemcy i Polki. Niemcy uważają Polki za kobiety atrakcyjne, ciepłe i rodzinne. Są dobrymi żonami, gospodyniami domowymi i kucharkami. Polki szukają u Niemców stabilności, oparcia, rzetelności i partnerstwa. Co dziesiąta cudzoziemka, będąca w związku małżeńskim z Niemcem, to Polka. Żona- Polka to obiekt pożądania wielu niemieckich rolników. Z jednej strony mają oni kłopoty ze znalezieniem towarzyszek życia, z drugiej – wysokie wymagania – tłumaczy Józef Glinkau z biura „Zu zweit”. Szukają pań, które nie tylko będą gotowe przeprowadzić się na wieś, ale też pomagać w gospodarstwie. No i bauerzy są wybredni. „Najczęściej wystarczy jedno spotkanie i wiadomo, czy para ma ochotę na dalsze. Rolnicy zastanawiają się miesiącami” – mówi Glinkau. Jesienna samotność Coraz mniej ogłoszeń matrymonialnych w prasie polonijnej Za wiarygodność, poradę i dyskrecję trzeba płacić. W biurze „Zu zweit” ceny, jak tłumaczą jego właściciele, dostosowane są do poziomu materialnego w Polsce i w Niemczech. Zarejestrowanie oferty i poszukiwanie partnera polskiego klienta kosztuje od 550 zł, a niemieckiego – od 1500 euro. Niemiecki rolnik musi zapłacić 2500 euro. Właścicieli biur cieszy jednak przede wszystkim satysfakcja, kiedy od wyswatanych par przychodzą informacje o zaręczynach czy ślubach. „Często dzwonią i mówią: chciałem tylko zameldować, że wszystko w porządku” – śmieje się Barbara Perner z „Let’s tango”. Już była na kilku ślubach „swoich” par. Ale, jak twierdzi, z powodu konkurencji internetu konwencjonalne biura matrymonialne przestały być alternatywą dla ludzi młodych. Dlatego zaczęła świadczyć też usługi w zakresie pośrednictwa pracy. Pracy ludzie szukają częściej niż partnera na życie. Małgorzata Gawryl i Józef Glinkau z „Zu zweit” patrzą na przyszłość tradycyjnych biur matrymonialnych z większym optymizmem. Ich biuro „Zu zweit” ma w katalogu oferty osób w wieku od 24 do 79 lat. A sezon w pełni. „Kiedy mija lato, zaczyna się szara jesień i zima, mamy najwięcej zgłoszeń” – mówi pani Małgorzata – „Wtedy samotność boli najbardziej”. Maciej Wiśniewski, Berlin Małgorzata Matzke
Dla wielu kobiet schludny wygląd był ostatnim reliktem normalności, który podtrzymywał ich morale w trudnych wojennych czasach. Były bardzo zdeterminowane, by zachować przynajmniej pozory higieny Okres wiązał się z dużymi trudnościami. - To [było] straszne, bo żeby się umyć przyzwoicie i w ogóle sobie z tymi babskimi kłopotami [poradzić] […] O tym się myślało, nawet więcej niż o jedzeniu - wspomina Genowefa Flak Zdobycie wody wiązało się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Ogonki warszawiaków z wiadrami i kubłami były doskonałym celem dla hitlerowców "Powstanie (warszawskie - przyp. red.) miało swój zapach i w końcu sierpnia, i we wrześniu miało straszny zapach" – wspomina "siostra Hanka", czyli Anna Trzeciakowska. - Trupy na ulicach, w szpitalach jątrzące się rany, których nie było czym dezynfekować, niesprawna kanalizacja, wreszcie – odór niemytych ciał Wspomnienia tych, którzy przetrwali II wojnę, jeśli nie dotyczą działań stricte militarnych, śmierci, kalectwa, zsyłek i rozłąki z bliskimi, krążą wokół tematów aprowizacyjnych i mieszkaniowych. Gdzie spali, w co byli ubrani, jak chronili się przed chłodem, co jedli, jak zdobywali prowiant… A gdzie się myli? Często odpowiedź jest wymijająca i sprowadza się do konstatacji: "z tym było ciężko". Czym różniła się nasza sytuacja od sytuacji mężczyzn? – zastanawia się sanitariuszka "Sławka" w książce Anny Herbich "Dziewczyny z powstania". Oczywiście, największą naszą bolączką była higiena osobista. A właściwie jej brak. Długie włosy pełne wszy Odbywało się to zawsze w ten sam sposób: dziewczęta przed pójściem do bunkra gwałtownie szukały zawodowych fryzjerek, których w obozie było kilka, i kazały się ładnie uczesać. Potem szły… – pisała Karolina Lanckorońska o Polkach przygotowujących się do egzekucji w obozie Ravensbrück. Dla wielu kobiet schludny wygląd był ostatnim reliktem normalności, który podtrzymywał ich morale w trudnych wojennych czasach. Nie brakowało pań noszących długie włosy. Ich pielęgnacja była prawdziwym wyzwaniem. Warszawska sanitariuszka Teresa Polak (wówczas Śliwińska) wspomina: - Mój warkocz był sztywny od brudu, od kurzu, ale włosy przy skórze, jak mi mama umyła pierwszy raz, to szmata (nie mieliśmy ręczników) chodziła, tak byłam zawszona. Wszy były powszechnym problemem. Krystyna Zwolińska-Malicka opowiada: - Wszy miała każda z nas. Siedziałyśmy sobie tak wieczorami jak już się skończyły naloty i czesałyśmy włosy i spadały takie "gruszeczki". A jednak kobiety były bardzo zdeterminowane, by w każdych warunkach zachować przynajmniej pozory higieny. Krystyna Królikiewicz-Harasimowicz wspomina swój pobyt w obozie przejściowym Durchgangslager: - Mogłam sobie dwa czy trzy razy umyć głowę w proszku, włosy mi potem wypadały, bo to był środek bardziej do mycia naczyń, nie do mycia głowy. Babskie kłopoty Bandaże, opatrunki, czyste szmatki czy wata były towarami deficytowymi, zdobywanymi często ogromnym kosztem, przeznaczonymi dla chorych i rannych. Jak radziły sobie zatem kobiety w "trudnych dniach"? Dla wielu z nich problem rozwiązał się samoistnie – stres i niedożywienie powodowały zatrzymanie miesiączki. Danuta Stefanowicz, sanitariuszka i łączniczka Szarych Szeregów, wspomina: - W obozie kobiety potrzebują sanitariatów, z takich czy innych powodów. Powiem pani, że większość z nich nie potrzebowała, zatrzymało się wszystko. Tak, że to niesamowite, ale tak miało miejsce. Ale dla innych okres wiązał się z dużymi trudnościami. - To [było] straszne, bo żeby się umyć przyzwoicie i w ogóle sobie z tymi babskimi kłopotami [poradzić] […] trzeba było szukać łazienki, w której jeszcze była woda. Tak że to nie było łatwe. O tym się myślało, nawet więcej niż o jedzeniu – opowiada Genowefa Flak. Te z pań, które przebywały na wolności, miały większe pole manewru. Gorzej było z osadzonymi w więzieniach i obozach. Hanna Kumuniecka-Hełmińska wspomina: - A papier to, z czym przysyłano paczki, to się skrzętnie papier zbierało, żeby właśnie w celach higienicznych móc użyć. Przecież kobiety wiadomo, ta starsza pani to już nie miała miesiączki, ale myśmy miały miesiączki, to była makabra. Myło się w zimnej wodzie z lodem niejednokrotnie, dwa razy dziennie […]. W czasie powstania warszawskiego ludzie myli się między innymi w publicznych fontannach. Na zdjęciu: Ogród Saski Z myciem było różnie… Kwestia higieny osobistej kobiet w okupowanej Polsce różniła się oczywiście w zależności od miejsca, a także wcześniejszych przyzwyczajeń i pozycji społecznej. Trzeba pamiętać, że również przed wojną codzienne mycie nie należało do stałych punktów dnia wszystkich naszych rodaczek. Ale z nadejściem wojny sytuacja pogorszyła się znacząco, zwłaszcza w miastach. Jak wspomina łączniczka Zofia Łazor, w czasie powstania warszawskiego kwestie higieny z konieczności zeszły na dalszy plan. […] nie myliśmy się – opowiada. Dopóki jeszcze była w Parku Krasińskich fontanna, to tam się trochę myliśmy, wieczorem dziewczyny, rano chłopcy. Po przyjściu na Stare Miasto raz się kąpałam. Woda na wagę złota Problemy z higieną zaczęły się w Warszawie na długo przed powstaniem. Zofia Nałkowska pisała w swoich dziennikach zimą 1940 roku: "Myć i kąpać można się tylko w nocy, gdyż we dnie ciśnienie gazu jest zbyt słabe, woda z kranów cieknie zimna". Dwa lata później, również zimą, pisarka stwierdzała już dobitnie: Wszelkie ambicje higieniczne są złudzeniem. Kąpać nie można się już nawet w nocy, gaz ledwie migoce, zimna woda leci z gorącego kranu. […] Obnażenie każdego kawałka skóry jest zwycięstwem nad sobą, jest bohaterstwem. Żyje się w ciągłych dreszczach. Ale w czasie powstania warszawskiego już sam dostęp do wody był luksusem. Cecylia Górska, sanitariuszka z batalionu "Iwo-Ostoja", wspomina: […] przynajmniej ostatnie dwa tygodnie to już nie mieliśmy wody, więc to było pół litra wody na osobę na dzień, a trzeba było się myć, pić i przygotować coś do jedzenia. Myłyśmy się chyba co drugi czy co trzeci dzień i zlewałyśmy wodę i potem jedna po drugiej się myła. Zobacz także Wspólne korzystanie z drogocennej wody pamiętają też cywile. Ulryka Korczyńska opowiada: Byłam ja, była moja mama, była mojego ojca ciotka, mojej mamy siostra, to już cztery kobiety. […] Najpierw była myta twarz, potem była myta dolna część ciała, potem była wycierana podłoga – tą jedną wodą – a potem była używana jeszcze do ubikacji. Jak się stanęło na podwórku, na ziemi, to nogi były czarne od pcheł […]. Foto: Archive PL/ ALAMY LIMITED / Agencja BE&W Kobietom, jak pisarka Zofia Nałkowska, przyzwyczajonym do pewnego poziomu życia, wymuszona zmiana nawyków higienicznych dawała się mocno we znaki. Przed wybuchem powstania polskie władze wezwały do robienia zapasów, stąd jeszcze przez pewien czas pełne wanny i rozmaite zbiorniki służyły mieszkańcom. Później pozostawała woda nagromadzona w piwnicach oraz pompy i studnie na podwórzach. Ale zdobycie wody wiązało się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Ogonki warszawiaków z wiadrami i kubłami były doskonałym celem dla hitlerowców. Tu gdzie jest ulica Suzina, kiedyś było kino "Tęcza", tam była jakaś studnia, ustawiały się kolejki, ale to takie kolejki, które stały dzień i noc po wodę. Niestety Niemcy bardzo szybko się zorientowali, zaczęli strzelać do tych ludzi. Sporo osób z naszego podwórka zginęło – relacjonuje inna z uczestniczek powstania, Iwona Bernadzka. Piasek zamiast mydła Realia okupowanej Warszawy dobrze oddaje przepełnione czarnym humorem "obwieszczenie" wydane rzekomo przez generalnego gubernatora, które jesienią 1943 roku rozlepiano na ulicach stolicy. Znalazły się w nim między innymi zapisy: […] ludność polska nie ma prawa ubierać się po europejsku. Resztki pozostałego odzienia będą użyte do produkcji wojennej. Polacy muszą ubierać się według mody środkowoafrykańskiej Murzynów. […] Ludności polskiej zabrania się […] Myć mydłem, które zastąpione będzie przydziałem 50 gramów piasku na osobę miesięcznie. Choć była to tylko satyra, mająca ośmieszyć hitlerowskie ustawodawstwo w okupowanym kraju, to zaskakująco koreluje ona ze wspomnieniami Wandy Piotrowskiej: Jeśli chodzi o mydło […] Nie wiem, co tam dawali, dość na tym, że to się w ogóle nie mydliło, natomiast ręce można było umyć. To tak, jakby kto wsypał proszku do prania i potem na to piachu dwa kubeczki, i to zmieszał. Cieszono się jednak nawet z tego. Zofia Nałkowska pisała jeszcze na początku wojny: Kawałek mydła, bandaż, wata, papier i atrament — to są przedmioty pożądań i marzeń, całe skarby. Umyć się winem, zupą, kawą Dla wielu kobiet potrzeba higieny była silniejsza niż głód czy pragnienie. Hanna Maria Malewicz wspomina pobyt w obozie Oberlangen: - Dostawałyśmy jedzenie minimalne, wodnistą ciecz, którą (z przeproszeniem) trochę się piło, a trochę trzeba było do higieny używać po prostu, żeby się troszkę umyć. Z kolei Krystyna Bukowska opowiada: - Ja się myłam w kawie czasami, jak nie było ciepłej wody. […] Mówią: "Zwariowałaś?". Ja mówię: "Trudno, wolę nie pić, wolę się umyć". Nie tylko w obozach dokonywano takich wyborów. Sanitariuszka Zofia Bernhardt, która w czasie powstania przebywała na warszawskim Starym Mieście, wspomina: - O wodę było trudno, przecież nie mieliśmy dostępu, woda była wydzielana do picia. Mnie na przykład włosy koleżanka umyła w czerwonym winie. […] Winem pachniałam, jak beczka. Foto: fot. domena publiczna Kobiety w powstaniu warszawskim walcząc, pracując jako łączniczki, sanitariuszki, gotując w kuchniach polowych i dbając o porządek, starały się wyglądać jak najbardziej schludnie Wykorzystywano też mocniejsze trunki. Pamiętam, że jeden z bardzo znanych bojowników [Starego Miasta] kapitan "Zdan" [Tadeusz Majcherczyk] […] przysłał do nas swojego ordynansa. Przyniósł nam [na ulicę Miodową 24 do szpitala] wielką butlę, to był spirytus – opowiada sanitariuszka "Marysia", Stanisława Orlikowska. Tamten przychodzi mówi tak: "»Marysiu« zabierzcie to do mycia, tylko się tym nie podmywajcie". Piwnica pachnąca lawendą Jeżeli się mówi o okropnościach powstania, o głodzie, to [tym], czego nie sposób przekazać, jest zapach. - Powstanie miało swój zapach i w końcu sierpnia, i we wrześniu miało straszny zapach – stwierdza "siostra Hanka", czyli Anna Trzeciakowska. Trupy na ulicach, w szpitalach jątrzące się rany, których nie było czym dezynfekować, niesprawna kanalizacja, wreszcie – odór niemytych ciał. Czasem i na to kobiety znajdowały sposób. Janina Kin, sanitariuszka "Janeczka", wspomina czas, gdy dbała o porządek w pewnej piwnicy z ukrywającymi się ludźmi: […] w tym domu, gdzie mieszkałam, była tak zwana mydlarnia. […] Właścicielka mydlarni w czasie powstania podarowała bańkę (taką od mleka) wody kwiatowej lawendowej. Ja tą wodą lawendową polewałam dosłownie ściany w piwnicy, żeby ładnie pachniało, żeby świeżo, bo to na spirytusie. Ci, co mieszkali w piwnicy, tak przesiąkli zapachem lawendy, że można było się poznawać po zapachu, skąd kto jest, z której piwnicy. Autor: Katarzyna Barczyk-Sikora - absolwentka dziennikarstwa i filologii ukraińskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim Zainteresował cię artykuł? Zobacz również: "Drogocenne klejnoty Romanowów. Jak trafiły w ręce europejskich monarchiń?"